Żyrardów 08.06.2008 - Żar. Żar się z nieba lał. Ze względu na łatwość trasy (płasko jak na patelni) zdecydowałem się pojechać Giga (94 km). Pierwsze kółko poszło gładko, ale na drugim piach dał się już we znaki. Do tego przeszła krótka burza, która z jednej strony przyniosła ulgę w postaci miłej ochłody, ale z drugiej piach zamieniła w zżerającą napęd breję (teamowej koszulki PTR-u do dzisiaj nie mogę doprać po Żyrardowie). No i jeszcze ten głupi dzwon w lesie...akurat pić mi się zachciało, kiedy na kamieniu wyrwało mi kierownicę i...łup! Ale szybko się pozbierałem i dotarłem do mety. Tuż za mną uplasował się Stasiej, który konsekwentnie jeździ Giga (w Lublinie też pojechał najdłuższy dystans).
Krzysiek Pro: Góra - wypukła forma ukształtowania terenu o silnie urozmaiconej rzeźbie, wysokościach względnych w stosunku do najbliższych den dolinnych powyżej 300 m i dużym nachyleniu stoków. Ze względu na wysokości względne i stromość stoków wyróżnia się góry niskie, średnie i wysokie. Ze względu na sposób powstania wyróżnia się góry fałdowe, zrębowe i wulkaniczne...
I czego tu się spodziewać po takim opisie? Tym bardziej jak ktoś nigdy wcześniej w tych górach nie był. A nawet jak był to maraton w Głuszycy pomógł te doświadczenia zweryfikować na nowo. 3055 m przewyższenia też nie wiele mówi bo ciężko to sobie wyobrazić no ale że najtrudniejszy maraton w Polsce, to już brzmi poważnie. No więc musieliśmy tam pojechać, jak się sami nie przekonamy to indoktrynacje Bresia już na niewiele się zdadzą. Po Bike Challenge, po MTB Trophy, po dziesiątkach wcześniejszych maratonów niewiele już może zaskoczyć. A jednak... dostaliśmy po dupie jak nigdy. Nikt przecież nie mówił że będzie lekko. Góry znów przypomniały że pokonanie ich nie obejdzie się bez krwi i potu, że maraton to nie wyścig a wyścig to nie maraton. Gdy dystans Giga dla czołówki zajmuje 5 godzin to oczywistą oczywistością jest że ostatni zawodnik spędzi w siodle 9 godzin. Niesprawiedliwością jest że 2-godzinny sprint po Kampinosie pod Warszawą też nazywa się maratonem tak samo jak to że rower ważący 7 kg z szosową kasetą to rower górski, który gór nigdy nie widział i... nie zobaczy.