"P jak pech, P jak piach, P jak ja pierdziele!..." Do Józefowa wybraliśmy się w trójkę: Madzia, Wojtek i ja. Na miejscu spotkaliśmy Krzyśka Pro i Stasieja, którzy mieli własny transport. Później okazało się, że byli też Tomek Perkowski i Krzysiek Zahorenko oraz UKS Wygoda z Łukaszem Milewskim i Konradem Oksimowiczem (jak zwykle obaj czołowe lokaty). Przed maratonem to co zwykle: parkowanie, rejestracja, wymiana spodenek na większy rozmiar, wizyta w toitoju, zakup żelu, krótki rozjazd i ustawianie się w sektorach.
Miałem mieszane uczucia dotyczące startu w zawodach XC. Wiadomo, interwały, twarde podjazdy, głód tlenowy czyli cały czas na maxa. Po doświadczeniach na Wyżynach i dublu od Rękawka w 2006 roku byłem trochę zniechęcony. Poza tym jechać samochodem 200 km po to żeby rowerem przejechać 20 km...No, ale okazało się, że dzień wcześniej zawożę ciotkę do Warszawy na samolot, więc postanowiłem, że jednak wystartuję. Załadowaliśmy się z Madzią i ciotką i w drogę. W Warszawie przenocowaliśmy u przyjaciół (pozdrowienia!) no i trochę...zabalowaliśmy, więc skutek był taki, że głowa trochę bolała...Ale trudno, jechać trzeba.