Za nami siódma już edycja górskiego ścigania, tym razem nasi zawodnicy w wąskim, ale mocno zmobilizowanym gronie doświadczyli ciężkiej przeprawy przez Beskid Żywiecki. Korbielów, nowa lokalizacja na tegorocznej mapie Powerade Garmin MTB Marathon, położony u stóp 1557 metrowego Pilska był pewną niewiadomą. Jednak tylko częściowo, bo bliskość Wielkiej Raczy i przejazd przez Rysiankę dawały obraz tego czego można się spodziewać w tym wymagającym terenie. Mimo tego był to jeden z tych bardziej udanych wyścigów, Żeber po raz pierwszy w swojej karierze u GG załapał się na szerokie podium, trzecie miejsce zajęła także Agnieszka.
Zabrakło wsparcia naszych koalicjantów z Bydzia Power, więc nie dorzuciliśmy punktów do klasyfikacjidrużynowej, ale mimo wszystko wciąż utrzymujemy się wysoko. Skład PTR Dojlidy też był skromny, bo zaledwie 5 osobowy, ale lepsze to niż nic. Żeber wystartował jak zwykle na dystansie GIGA, bardziej treściwym niż długim, było to 63km i 2571m w pionie. Taka tendencja jest zresztą ostatnio częsta i w zasadzie słuszna, aby zmniejszać długość proporcjonalnie do rosnących trudności i przewyższeń. Przyzwyczailiśmy się też do mocnych startów Żebra, który utrzymuje się w ścisłej czołówce TOP 10, ale też niestety do jego awarii sprzętowych. Także tym razem nie obyło się bez urwanego łańcucha, ale nawet pomimo skuwania go kamieniami z czasem 4:28:10 zaraz za Sylwestrem Swatem dojechał do mety na dobrej 16 pozycji Open i 6 miejscu w M3. Stając tuż przy podium obok triumfujących Bogdana Czarnoty, Tomasza Jajonka i Mirosława Boryckiego.
Zapowiadane na dystans MEGA 48 kilometrów wydłużyło się ostatecznie o 5 golonkometrów, co razem z konkretną trasą dało blisko 3 godzinny wynnik w wykonaniu zwycięzcy Alexa Dorożały. Jadący dość blisko siebie zawodnicy PTR Dojlidy, Artur Jackiewicz i Maciek Samborski, chwilami współpracując, ukończyli zmagania odpowiednio na 38 i 41 pozycji Open. Agnieszka Nowiczkow walczyła z trasą nieco ponad 5 godzin, jednak z pewnością 3 miejsce w K3 było warte wszystkich sił zostawionych na tamtejszych podjazdach. Na Mini wystartowała Sylwia, której była to chyba pierwsza w historii tak długa górska przeprawa, niby tylko 35km zajęło zwycięzcy 2 godziny, a naszej zawodniczce po chwilowym pomyleniu trasy i kilku spacerach 4:43:04 ale najważniejsze, że nowe doświadczenia zdobyte!
Słów jeszcze kilka o trasie, bo była to zupełna nowość. Na dzień dobry 7km stromego podjazdu, który na
700m wpionie zrobił odpowiednią selekcję w stawce. Kończył się na Hali Miziowej, gdzie widoki...ale kto by tam patrzył na widoki, gdy trzeba się było wdrapać jeszcze trochę na 1356 metrowy Sypurzeń. Rozjazd na 16km w okolicach Rysianki prowadził GIGA na Lipowy i Boraczy Wierch, a MEGA zjeżdżało już mocno w dół trawersując Romankę. Końcówka to konkretny zjazd kamienistym singlem, które im niżej zamieniały się w głazy wielkości 46 calowych płaskich telewizorów. Na trasie zalegało nieco błota po piątkowych opadach deszczu, które na szczęście szybko przesychało ale mimo to napędy wielu cierpiały. Do "ostatniego bufetu sezonu" jeszcze 3 edycje, Zawoja, Piwniczna i Istebna. A.. i jeszcze coś, popatrzcie tylko na te zdjęcia i żałujcie, mocno żałujcie, że nie jeździcie w górach!
Zdjęcia: BikeLIFE.pl, LoveBikes.pl