Wyjazd i sama trasa nie była niczym nowym, 10 godzin w samochodzie i jesteśmy na miejscu. Wszyscy jacyś skupieni i myślami gdzieś daleko. Nic dziwnego, już jutro zaczyna się impreza, na którą czekaliśmy od wczesnej wiosny. Czekanie czekaniem, a przygotowania to zupełnie inna historia. W przypadku autora tej relacji, przygotowania zakończyły się na przeczytaniu kilku rozdziałów książki o treningu:)
Do Kudowy, gdzie rozpoczyna się wyścig docieramy około 13, biuro zawodów jeszcze zamknięte. Na ulicach widać znajome twarze ludzi, którzy już zawsze będą kojarzeni z imprezami rowerowymi organizowanymi przez G&G. Po dłuższej chwili odnajdujemy przytulną salę w Kudowskiej podstawówce. Popędzani przez KTR'a (jechać, jechać) wyruszamy na trasę jutrzejszego, ośmiokilometrowego prologu.
Po kilkuset metrach rower Żebra daje wyraźnie do zrozumienia, że jazda po górach to nie to samo co katowanie Podsupraskich lasów, ścieżkami po których tylko dziki wcześniej biegały. Już na pierwszym podjeździe napęd przeskakuje bezlitośnie, a Żeber równie bezlitośnie raczy piękną polszczyzną okoliczną faunę i florę.
Prolog kończy się w okolicach Błędnych Skał, ciekawego tworu geologicznego Gór Stołowych. Niestety rowerem nie da się tego zwiedzić, więc udajemy się w drogę powrotną do Kudowy. Do wyboru dwie opcje, czerwonym szlakiem albo asfaltem. Z Mańkiem wybieramy dość wymagający zjazd czerwonym szlakiem, pozostali jadą asfaltem. Z jednej strony dobra okazja do przypomnienia sobie jak to się jeździ po trudnym terenie, z drugiej do zaliczenia konkretnej gleby tuż przed rozpoczęciem właściwego wyścigu. Tak czy inaczej, dobrze się bawiliśmy.
Z biura zawodów odbieramy torby (trzeba będzie w nich wszystko zmieścić) i wracamy do szkoły. W sali spotykamy Stasieja i nowych znajomych z Krakowa (Kasie i Grześka). Wieczór upływa na radosnym konsumowaniu piwa do melodyjnych dźwięków szlifowania koronek w korbie.
Komentarze
PS. Bresio, dzięki za świetną, klimatyczną relację!